Odnalazłam dziś wiadomość od czytelniczki Edyty, którą chciałam się z wami podzielić:
Wczoraj minelo 3 tygodnie od nieszczesliwego wypadku samochodowego jaki spotkal mojego meza. Wciaz jest w spiaczce z licznymi obrazeniami ciala. Na miejscu wypadku uratowano go, pozniej w szpitalu uratowano go kolejny raz, bo funkcje organizmu przestawaly funkcjonowac. Po pierwszej operacji, powiedziano mi, ze z takimi obrazeniami 5% osób przezywa. Ja to slyszac, na glos mowilam, placzac jak dziecko, ze wiem ze bedzie zyl, mimo jego stanu krytycznego. Dzis minelo 3 tyg, zagrozenie zycia minelo, jest w stanie stabilnym, mimo wielu operacji, ktorych juz nie jestem wstanie zliczyc, zyje, chociaz wciaz utrzymywany jest w spiaczce.
Od momentu wypadku ani raz nie zwatpilam, ze bedzie zle. Zalozylam z gory ze bedzie i musi byc dobrze. Na glos wypowiadalam I wypowiadam pozytywne slowa, mowie o malych postepach meza, staram sie widziec tylko te pozytywne rzeczy, ktore w jakis sposob pozytywnie nakrecaja mnie i moja, nasza ciezka sytuacje. Czuje w sercu spokoj, bo sama decyduje o tym, czy chce byc dzis spokojna czy chce byc klebkiem nerwow. Nosze na rece branzoletke z czakrami, wierze I czuje dobra energie wokol siebie.
Nie poddaje sie, mam 3 dzieci ktore rejestruja moje emocje, czuja moja energie. Lepiej, w szpitalu codziennie chwytam meza za reke mowiac mu, przekazuje ci moja dobra energie, sily. Usmiecham sie, opowiadajac co pozytywnego sie dzieje kazdego dnia, bo prawdopodobnie mnie slyszy.
Slyszac moje zadowolenie, wiem ze i on czuje sie spokojny. Moze ktos pomysli ze oszalalam, ale dobra energia jest w kazdym z nas tylko trzeba umiec ja przekazywac. Widze ze personel w szpitalu tez to czuje. Kazde rozmowy, nawet na te ciezkie tematy, daja wszystkim wiare, nadzieje ze moj maz z tego wyjdzie niebawem. Jestem silna kobieta bo taka siebie chce widziec i widze.
Pozdrawiam, Edyta